3 maj 2016

1. Tamara: Na początku był Chaos, a potem już było tylko gorzej

Na początku był chaos.

 Któż zdoła dokładnie powiedzieć, w czym on się objawił? Jedni mówią, że wszystko zaczęło się od pieprzonego budzika, niepotrafiącego zadzwonić w odpowiednim miejscu i czasie, Inni, a takich było więcej, mówili, że była to wina wszechogarniających korków na drodze, prowadzącej do mojej nowej szkoły. Pozostali zestawiają ze sobą obie te teorie twierdząc, że tak fatalne w skutkach może być tylko działanie paru czynników.


 Faktem jest, że gdy z Lindą spóźnione weszłyśmy do halu, panował w nim potworny chaos, który obejmował wszystko, począwszy od jednej, stłuczonej w połowie szybie w oknie, a kończąc na rozdygotanej, rudej sekretarce, próbującej za wszelką cenę rozdać rozwrzeszczanym rodzicom kluczyki do pokoi w internacie ich pociech. Owe pociechy w większości siedziały znudzone na walizkach pod ścianą i przeglądały coś na telefonach.

Była ciemnoskórą kobietą z lekką nadwagą, którą najwyraźniej po niej odziedziczyłam i bardzo optymistycznym usposobieniu. Odkąd pamiętam mieszkała z nami, prowadząc małą, ale najlepszą na świecie knajpę na parterze naszej kamienicy i opiekując się mną, kiedy mama wylatywała za granicę.
Westchnęłam.

- Tami, to ty poczekaj tutaj, ja pójdę po klucz dla ciebie - odezwała się Linda.


Czemuż to mieszkała z nami, zapytacie.


 Odpowiedź jest prosta.

Była, i nadal jest, dziewczyną mojej mamy.


Tak, dokładnie.


 Witajcie w moim porąbanym świecie.

Stanęłam w wolnym miejscu przy ścianie i wyjęłam butelkę wody, z której pociągnęłam łyk, po czym usiadłam na walizce. Rozejrzałam się wokół, próbując poznać moich przyszłych znajomych. jedynie po wyglądzie. Wszystkie te dzieci posiadały jakieś nadprzyrodzone moce, a i tak siedziały na wslizkach jak zwykli śmiertelnicy i gapili się w ekrany. No... prawie wszyscy. Po drugiej stronie sali jakiś rudzielec zamienił się w Hulka.
Niedługo to będzie dla mnie normalka.


Kawałek  dalej od niego, w otoczeniu parunastu różowych toreb siedziała blondynka i sprawdzała coś na telefonie. Miała zdecydowanie za mocny makijaż i zbyt starannie ułożone włosy by nie można było powiedzieć, że jest najzwyklejszym plastikiem.

 Skrzywiłam się w duchu, gdy wyjęła szminkę i poprawiła sobie różowe usta.

- Ta to na tysiąc procent jest wyglądowcem - usłyszałam męski głos obok mnie.
Odwróciłam się w jego kierunku i ujrzałam opierającego się nonszalancko o ścianę chłopaka, który, gdy tylko go zobaczyłam, poprawił ciemną grzywkę i uśmiechnął się szelmowsko. Miał wąską, ale męską szczękę i ciemne, grube brwi, które sprawiały, że czekoladowe oczy były jeszcze bardziej czekoladowe. Był przystojny, a pod skórzaną kurtką kryły się mięśnie.

Ponownie się skrzywiłam w duchu. Czy wszyscy tutaj mają obsesję na punkcie urody? Bo jak tak to mam zdecydowanie przerąbane...

Uniosłam pytająco brew.

- Zapomniałen się przedstawić - ponownie się wyszczerzył. - Jestem Krystian Poniatowski. Jeden z potężniejszych Iskrowładców, rzecz jasna. A twe imię jak brzmi, piękna, acz okrągła niewiasto?

Ponownie przewróciłam oczami. Idiota na horyzoncie! I do tego do bólu szczery!

- Jestem Tamara. Kontrolerka.

- Myślisz, że tak gorąca postać jak ja może władać czymś innym niż... - jego ręka gwałtownie zapłonęła, sprawiając, że niektórzy wokół unieśli głowy. - ...ogniem?
- Wyglądasz na Umysłowca. Ale i tak z pewnoscią nie jesteś potężniejsza, moja niebieskogłowa koleżanko.

- Czyżby? - ponownie uniosłam brew. Najwyraźniej w jego towarzystwie będę to robić nadzwyczaj często.

- Laska, jestem najprzystojniejszym kontrolerem w szkole! I do tego Żywiołowcem!

Parsknęłam.

- Który żywioł? - spytałam krótko.

Chłopak przybrał minę pt.: "nie chcę się chwalić, ale...".


Nawet nie drgnęłam, tyko spojrzałam się w jego pełne wyższości oczy, ignorując wciąż płonącą dłoń, i uśmiechnęłam się drwiąco.

- Żegnaj, wodogłowiu. Idę sobię - ponownie się wyszczerzył.
- Cieszę się, płomyczku, że posiadasz tak wysoką pewność siebie, ale obawiam się, że muszę ją... - siłą woli sięgnęłam do wody w odkręconej butelce w moim ręku, która poszybowała w górę i w postaci bańki wodnej zawisła nad płomykiem. - ...zgasić.

Bańka pękła, oblewając zamurowanego chłopaka przeźroczystym płynem. Patrzył on na mnie zdziwiony parę chwil po czym na jego twarz wstąpił wielki uśmiech.

- Dostajesz 10 punktów do zajebistości. Ale i tak nie dorównasz mojej liczbie 10 560.

Po drugiej stronie sali ktoś go zawołał.


- A spływaj i nie wracaj - mruknęłam do jego pleców.

Usłyszał mnie i parsknął, słysząc kolejną grę słów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz