Na początku był chaos.
Któż zdoła dokładnie
powiedzieć, w czym on się objawił? Jedni mówią, że wszystko zaczęło się od
pieprzonego budzika, niepotrafiącego zadzwonić w odpowiednim miejscu i czasie,
Inni, a takich było więcej, mówili, że była to wina wszechogarniających korków
na drodze, prowadzącej do mojej nowej szkoły. Pozostali zestawiają ze sobą obie
te teorie twierdząc, że tak fatalne w skutkach może być tylko działanie paru
czynników.
Faktem jest, że gdy z
Lindą spóźnione weszłyśmy do halu, panował w nim potworny chaos, który
obejmował wszystko, począwszy od jednej, stłuczonej w połowie szybie w oknie, a
kończąc na rozdygotanej, rudej sekretarce, próbującej za wszelką cenę rozdać
rozwrzeszczanym rodzicom kluczyki do pokoi w internacie ich pociech. Owe
pociechy w większości siedziały znudzone na walizkach pod ścianą i przeglądały
coś na telefonach.
Była ciemnoskórą kobietą z lekką nadwagą, którą najwyraźniej
po niej odziedziczyłam i bardzo optymistycznym usposobieniu. Odkąd pamiętam
mieszkała z nami, prowadząc małą, ale najlepszą na świecie knajpę na parterze
naszej kamienicy i opiekując się mną, kiedy mama wylatywała za granicę.
Westchnęłam.
- Tami, to ty poczekaj tutaj, ja pójdę po klucz dla ciebie -
odezwała się Linda.
Czemuż to mieszkała z nami, zapytacie.
Odpowiedź jest
prosta.
Była, i nadal jest, dziewczyną mojej mamy.
Tak, dokładnie.
Witajcie w moim
porąbanym świecie.
Stanęłam w wolnym miejscu przy ścianie i wyjęłam butelkę
wody, z której pociągnęłam łyk, po czym usiadłam na walizce. Rozejrzałam się
wokół, próbując poznać moich przyszłych znajomych. jedynie po wyglądzie.
Wszystkie te dzieci posiadały jakieś nadprzyrodzone moce, a i tak siedziały na
wslizkach jak zwykli śmiertelnicy i gapili się w ekrany. No... prawie wszyscy.
Po drugiej stronie sali jakiś rudzielec zamienił się w Hulka.
Niedługo to będzie dla mnie normalka.
Kawałek dalej od
niego, w otoczeniu parunastu różowych toreb siedziała blondynka i sprawdzała
coś na telefonie. Miała zdecydowanie za mocny makijaż i zbyt starannie ułożone
włosy by nie można było powiedzieć, że jest najzwyklejszym plastikiem.
Skrzywiłam się w
duchu, gdy wyjęła szminkę i poprawiła sobie różowe usta.
- Ta to na tysiąc procent jest wyglądowcem - usłyszałam
męski głos obok mnie.
Odwróciłam się w jego kierunku i ujrzałam opierającego się
nonszalancko o ścianę chłopaka, który, gdy tylko go zobaczyłam, poprawił ciemną
grzywkę i uśmiechnął się szelmowsko. Miał wąską, ale męską szczękę i ciemne,
grube brwi, które sprawiały, że czekoladowe oczy były jeszcze bardziej czekoladowe.
Był przystojny, a pod skórzaną kurtką kryły się mięśnie.
Ponownie się skrzywiłam w duchu. Czy wszyscy tutaj mają
obsesję na punkcie urody? Bo jak tak to mam zdecydowanie przerąbane...
Uniosłam pytająco brew.
- Zapomniałen się przedstawić - ponownie się wyszczerzył. -
Jestem Krystian Poniatowski. Jeden z potężniejszych Iskrowładców, rzecz jasna.
A twe imię jak brzmi, piękna, acz okrągła niewiasto?
Ponownie przewróciłam oczami. Idiota na horyzoncie! I do
tego do bólu szczery!
- Jestem Tamara. Kontrolerka.
- Myślisz, że tak gorąca postać jak ja może władać czymś
innym niż... - jego ręka gwałtownie zapłonęła, sprawiając, że niektórzy wokół
unieśli głowy. - ...ogniem?
- Wyglądasz na Umysłowca. Ale i tak z pewnoscią nie jesteś
potężniejsza, moja niebieskogłowa koleżanko.
- Czyżby? - ponownie uniosłam brew. Najwyraźniej w jego
towarzystwie będę to robić nadzwyczaj często.
- Laska, jestem najprzystojniejszym kontrolerem w szkole! I
do tego Żywiołowcem!
Parsknęłam.
- Który żywioł? - spytałam krótko.
Chłopak przybrał minę pt.: "nie chcę się chwalić,
ale...".
Nawet nie drgnęłam, tyko spojrzałam się w jego pełne
wyższości oczy, ignorując wciąż płonącą dłoń, i uśmiechnęłam się drwiąco.
- Żegnaj, wodogłowiu. Idę sobię - ponownie się wyszczerzył.
- Cieszę się, płomyczku, że posiadasz tak wysoką pewność
siebie, ale obawiam się, że muszę ją... - siłą woli sięgnęłam do wody w
odkręconej butelce w moim ręku, która poszybowała w górę i w postaci bańki
wodnej zawisła nad płomykiem. - ...zgasić.
Bańka pękła, oblewając zamurowanego chłopaka przeźroczystym
płynem. Patrzył on na mnie zdziwiony parę chwil po czym na jego twarz wstąpił
wielki uśmiech.
- Dostajesz 10 punktów do zajebistości. Ale i tak nie
dorównasz mojej liczbie 10 560.
Po drugiej stronie sali ktoś go zawołał.
- A spływaj i nie wracaj - mruknęłam do jego pleców.
Usłyszał mnie i parsknął, słysząc kolejną grę słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz